Theodor Erdmann Kalide to wyjątkowy artysta ze Śląska – urodzony w Królewskiej Hucie (obecnie Chorzów), a zmarły w Gliwicach. Przypadająca w sierpniu 2013 roku 150. rocznica śmierci twórcy jest pretekstem do rozmowy o jego dziełach, historii bytomskiego pomnika „Lew śpiący” oraz o innych powstałych na Śląsku, zaginionych dziełach sztuki, które w przeszłości odlewano z metali. Tematy te poruszane będą na spotkaniu inaugurującym po przerwie wakacyjnej cykl „Rozbieranie Śląska”. Rozmowę, w środę, 28 sierpnia o godzinie 18.00, podejmą red. Jerzy Ciurlok i Agnieszka Woźniakowska ze Śląskiego Centrum Dziedzictwa Kulturowego. Pikanterii dyskusji dodawać będzie kilka sensacyjnych wątków związanych z historią bytomskiego lwa.

Theodor Erdmann Kalide był synem inspektora hutniczego i bratem mistrza z Królewskiej Odlewni Żeliwa w Gliwicach. Doskonale wpisał się w nurt realistyczny w rzeźbie animalistycznej, który rozwinął się w latach 20. XIX wieku. Przyczyniła się do tego moda na egzotykę oraz ekspozycje dzikich zwierząt, m.in. w Paryżu i w Berlinie. Studiujący w tych latach na Akademii Sztuk Pięknych w Berlinie Kalide oglądał na żywo lwy na wystawie zwierząt w menażerii w Berlinie (1821–1823). Tam też robił szkice, a na tej podstawie wykonywał ich próbne modele (glina, gips). W 1873 roku na podstawie tych projektów w Bytomiu powstał pomnik „Lew śpiący”, który dzisiaj stoi na Rynku tego miasta.

„Lew śpiący”, zwany też „umierającym”, został odlany metodą na wosk tracony udoskonaloną przez Górnoślązaka Augusta Stilasky’ego. Na bytomskiej rzeźbie widnieje sygnatura: GEGOSSEN von H. GLADENBECK, BERLIN 1873. Była to prywatna odlewnia specjalizująca się w wyrobach z brązu i żeliwa. Nie była jednak jedyną - lew był odlewany także w pruskich królewskich odlewniach w Berlinie, Sayn i Gliwicach, a wykonywano go według kopii modeli zarówno z brązu i z żeliwa. Dlatego też do dziś można „Lwy śpiące” podziwiać w wielu miejscach Europy, m.in. w: Legnicy, Pokoju koło Opola, Berlinie, Dortmundzie, Lubece, Moguncji, Chlumie koło Hradca Králove.