Wracałem sobie do domu wieczorem i na schodach przed blokiem minąłem młodego człowieka. Siedział oparty o barierkę i grał w coś na telefonie. Przypomniały mi się czasy, kiedy moja babcia uparcie próbowała odgonić mnie od książek wyganiając na dwór – żebym sobie pobiegał – bo to zdrowe. Wydawało mi się wtedy, że to się nie zmieni i babcie zawsze takie będą.
Cóż – może i tego człowieka babcia na dwór wygoniła, tylko zapomniała dodać, żeby sobie biedak pobiegał....
Innym razem – w metrze – naszła mnie zupełnie inna obserwacja. Gdy tylko na chwilę wyściubiłem nos ponad okładkę książki zauważyłem, że prawie połowa pasażerów ma na twarzy bladoniebieską poświatę – efekt pracujących smartfonów...
Sam złapałem się na tym, że kiedy w urzędzie chciałem zapamiętać jakąś informację, z pomocą przyszedł mi aparat w telefonie. Zamiast kartki papieru, którą pewnie i tak bym gdzieś zgubił, miałem jeszcze jednego jotpega w pamięci, do której zawsze mogłem zajrzeć.
Wróciłem do domu i usiadłem przed komputerem. Znajoma chwaliła się zdjęciami z wakacji. Po angielsku ten rodzaj zdjęć określa się mianem „self-shots”. Polacy też mają swój odpowiednik tego terminu i nie będzie trudno go odnaleźć. Krótką chwilę później okazało się, że zadziwiająco wiele osób ma zdjęcia tego typu. I jest w tym jakaś ironia – bo na portalu społecznościowym ludzie chwalą się swoim „znajomym” zdjęciami, które zrobili sobie sami, bo najwyraźniej nie było w pobliżu nikogo znajomego, kto mógłby to zdjęcie zrobić dla nich. Taka złośliwa myśl.
A potem – na innym portalu trafiłem na ten filmik:
I znów zacząłem się rozglądać i zastanawiać. Ku swojemu przerażeniu zauważyłem, że wokoło mnie pełno jest ludzi z tego filmiku i sam czasem jestem takim człowiekiem.
W sklepie, w muzeum, w autobusie, czy wreszcie – na spacerze w parku. I nagle okazało się, wielu czynności nie uda się już wykonać w normalny sposób, bo do jednej z dłoni, przyklejone jest małe, rozpraszające nas urządzenie. Rozmawiamy przy jego pomocy, wysyłamy listy, nawiązujemy przyjaźnie i zrywamy związki, przesyłamy sobie zdjęcia, i rejestrujemy wspomnienia, używamy jako podręcznej pamięci, a coraz częściej również jako medium płatniczego. A kiedy padnie bateria...^%%$%%$#(*#@!
To oczywiście jest przerysowane, ale zapewne wielu z Was czuło się dziwnie, jeśli zdarzyło się, że nie wzięliście ze sobą telefonu z domu. Może nawet wróciliście się po niego z połowy drogi. Nie wiem jak bardzo to zjawisko się rozwinie i boję się, że uzależnienie od tego multimedialnego gadżetu raczej nie będzie słabnąć, a stwierdzenie, że bez telefonu, jak bez ręki, stanie się realnie nieaktualne, bo i z telefonem jest zupełnie tak samo.
K.Ś.